Po 14 godzinach jazdy byliśmy na granicy tajlandzkiej. A w zasadzie na laotańskim brzegu Mekongu. Przeszliśmy odprawę paszportową i zapakowaliśmy się do małej łódeczki, aby przekroczyć granicę. Po drugiej stronie czekało nas kilka formalności wizowych i obowiązkowy pomiar temperatury. Godzinę później maszerowaliśmy na przystanek autobusowy, aby dojechać, do Chiang mai. Z przesiadką po drodze dojechaliśmy do celu. Pokoik znaleźliśmy w miarę szybko. Następnego dnia zwiedzaliśmy świątynie. A jest tego pełno. Po trzeciej przestaje to być interesujące. Dzień zakończyliśmy na nocnym targu. Kilka cen
hotel 150 -300 bat (15-30 zł)
obiad w restauracji 25-50 bat (2,5-5 zł)
pieczone banany 10 bat (1 zł)
woda 1,5 L 10 bat
ananas 10 bat (1 zł)
przejazd tuk-tukiem 30-50 bat
bilet kolejowy 3 klasie Chiang Mai – Bangkok 270 bat (27 zł)
Dzisiaj wypożyczyliśmy skuter, aby dojechać do jeszcze jednej świątyni. Opłacało się (20 zł za 24 godziny) dojazdy autobusami i tuk-tukami kosztowałyby 35 zł. Miejsce OK.
Jutro jedziemy na spacer po górach, jazdę na słoniach, spływ pontonem i tratwą bambusową. Zobaczymy jak będzie. Pojutrze jedziemy do Bangkoku na kilka dni.
Wyjazd na słonie i wszystkie inne atrakcje był OK. niektóre z atrakcji były naciągane i polegały na wyłudzeniu pieniędzy od turystów, ale w naszym przypadku musieli być rozczarowani. Jazda na słoniach była bardzo fajna. Spływ dało się zaliczyć do spływów pontonem. Pływanie tratwą bambusową już nie. Generalnie polecam.