Po prowizorycznym myciu i zjedzeniu obiadu ze zmęczenia kładziemy się na małą drzemkę. Około 20-tej przechodzimy odprawę paszportową, ale tylko ukraińską. Z doświadczenia po chwili spodziewałem się kontroli rosyjskiej a tu zdziwienie. Kontrola ta była 4 godziny później. Po drobnym zamieszaniu z paszportami a w zasadzie ich zabraniem przez żołnierza i późniejszym ich brakiem na kilka chwil przed odjazdem usłyszeliśmy głos pogranicznika „gdzie palaki” oddali nam paszporty i życzyli miłej podróży. W Moskwie byliśmy przed 6-tą rano na dworcu kijowskim. Pociągi w kierunkach, które nas interesowały odjeżdżały z leningrackiego i jarosławskiego. Dojazd na te dworce nie jest taki straszny jak brzmi. Metro działa idealnie za 22 ruble od osoby po kilku przystankach byliśmy już na miejscu (stacja konsomolskaja)
i zaczęła się walka o zdobycie taniego biletu do Sankt Petersburga lub Irkucka. Najtańszy do Sankt Petersburga był za 3000 rubli (drogo) a do irkucka za 8420 rubli (też drogo). Po długich namysłach zdecydowaliśmy się na Irkuck. Jedyne dostępne bilety były w klasie kupe. Na plackarte nie było na najbliższe 4 dni, a koszt pobytu w Moskwie przewyższyłby różnice ceny tych biletów. Podróżowanie po Rosji w porównaniu do Ukrainy jest bardzo drogie. Odjazd z dworca jarosławskiego o 21:35.
Plecaki oddane do przechowalni (120 rubli za sztukę). Po zjedzeniu śniadania (kebab w rosyjskim wykonaniu-bardzo dobry i tani 80 rubli) ruszamy do miasta. Jedziemy metrem do biblioteki imienia Lenina. Po drodze zwiedzamy moskiewskie metro (warto). Docieramy na miejsce a stąd pieszo na plac czerwony i kreml. Okazuje się, że kreml jest zamknięty w tym dniu. Udajemy się na plac i tam ustawiamy się w kolejce do mauzoleum. Po kilku minutowym staniu i oddaniu aparatów, kamer, telefonów i wszystkiego, co robi zdjęcia zostajemy wpuszczeni zobaczyć wielkiego wodza. Za nami była wycieczka młodych norwegów na hulajnogach też zostali wpuszczeni po uprzednim wyznaczeniu ochotnika do ich pilnowania. A przed nami Japończycy też chcieli odwiedzić wodza tylko ku ich zdziwieniu zostali zmuszeni do oddania telefonów. Wcześniej znaleźli ochotnika, który został obwieszony torbami z aparatami i kamerami a teraz był potrzebny drugi taki śmiałek. Do i z mauzoleum przechodzi się koło pomników wodzów socjalizmu pod każdym z nich leżą kwiaty( czerwone goździki). Największa ilość kwiatów po pomnikiem…..???? STALINA Dorze powyżej setki. Pokręciliśmy się jeszcze po placu zwiedziliśmy cerkiew i muzeum (warto i nie drogo) następnie pochodziliśmy wzdłuż rzeki i około 16-tej postanowiliśmy wrócić na dworzec i zwiedzić jego okolice.
Okolica mało przyjemna. Nie bez powodu powstał film „dzieci z leningradzkiego”. Bród, smród i ubóstwo. Znajdują się tu 3 dworce: leningradzki, jarosławski i kazański ten najbardziej okazały. Pięknie wyglądający z wielkimi holami i rzeźbami. We wszystkich dworcach ogromne ilości kolejowych milicjantów (naszych SOK-tów). Wyłapują wszystkich, którzy mają ciemniejszy kolor i mogą pochodzić z południowych republik. My nie mieliśmy najmniejszych problemów. Zapomnijcie o możliwości naładowania lub doładowania, czego kol wiek elektrycznego. W przeciwieństwie do Ukrainy gniazdka na tych dworcach mają znacznie większy rozstaw otworów. Dlaczego??? A to, dlatego, że za naładowanie telefonu trzeba zapłacić 30 rubli za …..30 minut. Są specjalne automaty z końcówkami do ładowania i standartowymi gniazdkami, które najpierw trzeba załadować (kasą), aby móc ładować.
O 21-szej ładujemy się do pociągu. Komplet w naszym przedziale. Pan do Ułan-bator i młody gbur, który przez 24 godziny wyksztusił z siebie gdzie jedzie. Na szczęście tylko do Perm. Itak kolejne 74 godziny i 20 minut spędzimy jadąc pociągiem.