Pani w hotelu powiedziała że będziemy jechali 20 godzin. Jak się okazało jechaliśmy 14. Tył autobusu był międzynarodowy. Tim z USA, Hannah za Szkocji i nas dwójka ostatnie miejsce zajmował Laotańczyk. Mieliśmy miejsca leżące tak że szybko minęło i nad ranem byliśmy na granicy. Granica nie była jeszcze otwarta. Musieliśmy czekać około godziny. Nie było tak źle. Paszporty oglądali z każdej strony i pod światło i ze światłem. W końcu puścili. W Laosie przymusowy pomiar temperatury. Kilkukrotne oglądanie wizy i w końcu decyzja że możemy wjechać (w zasadzie wejść). Na granicy wymieniłem pozostałości chińskiej waluty i za to udało nam się dojechać do Luang Nam Tha. To było nasze przekleństwo….